logo

biznes-ekonomia
Podatkowa historia świata

Podatkowa historia świata
To nie podwyżka, ale obniżka podatków doprowadziła do powstania Stanów Zjednoczonych. Wojna o niepodległość USA wybuchła, gdy Wielka Brytania uderzyła w interesy wpływowych amerykańskich przemytników herbaty, znosząc cło na ten towar.

Tę historię przedstawiają Michael Keen i Joel Slemrod w książce „Rebellion, Rascals, and Revenue: Tax Follies and Wisdom Through the Ages!”. Jak opisują autorzy publikacji (jej polski tytuł to „Bunty, łajdacy i przychody: Głupoty i mądrości podatkowe na przestrzeni wieków!”), historia rozpoczyna się w 1763 r., kiedy imperium brytyjskie wyszło z tzw. wojny siedmioletniej (1756–1763), konfliktu między Wielką Brytanią i Prusami a Austrią, Rosją i Francją, z wysokim zadłużeniem, sięgającym 120 proc. PKB. Dwie trzecie wydatków rządowych w tym okresie szło na płacenie odsetek od tego długu.

Brytyjski rząd nałożył wiele podatków na mieszkańców amerykańskich kolonii, np. w 1764 r. cło na cukier czy opłatę stemplową, której podlegały drukowane oficjalne dokumenty. Premier Wielkiej Brytanii George Grenville uważał, że nie będzie to problemem dla kolonistów, ponieważ do tej pory płacili oni znacznie mniejsze daniny na rzecz państwa (ok. 6 pensów na obywatela) niż mieszkańcy Wysp (ok. 25 pensów). Ponadto przychody z tych podatków miały zostać przeznaczone na obronę kolonii.

Grenville nie docenił jednak niechęci kolonistów do jakichkolwiek danin na rzecz fiskusa. W niedługim czasie wszystkie podatki, z wyjątkiem podatku od herbaty, zostały w Ameryce zniesione (ten pozostał, ponieważ król utrzymywał, że zawsze powinna być nałożona przynajmniej jedna danina, by podtrzymywać prawo do ich pobierania). Protesty jednak nie ustawały i w marcu 1770 r. brytyjskie oddziały zabiły siedmiu demonstrujących na ulicach Bostonu.

Bojkot brytyjskiej herbaty w Ameryce i inne problemy sprawiły, że przychody ze sprzedaży towarów przez Brytyjską Kompanię Wschodnioindyjską w koloniach spadły od 1768 do 1770 r. o 90 proc. W 1772 r. firma znalazła się w poważnych kłopotach z powodu zalegających w londyńskich magazynach 18 mln funtów herbaty.

Korporacja nie tylko nie miała pieniędzy na zapłatę cła rządowi, lecz także musiała pożyczyć środki od państwa, by nie upaść. „Monopol na najbardziej lukratywne towary doprowadził was na skraj żebractwa i ruiny” – skomentował w brytyjskim parlamencie polityk Edmund Burke (1729–1797). Rozwiązaniem była sprzedaż zapasów herbaty w amerykańskich koloniach.

Problem polegał na tym, że trzy czwarte herbaty sprzedawanej za oceanem pochodziło z przemytu. Wówczas brytyjscy politycy wpadli na genialny pomysł. Obniżą cenę herbaty w koloniach, zwalniając Brytyjską Kompanię Wschodnioindyjską od płacenia podatku od tej herbaty w Anglii. Suszone liście do naparu były najpierw przywożone do Wielkiej Brytanii, gdzie nakładano na nie cło importowe w wysokości 24 proc. W lipcu 1773 r. podatek ten jednak zniesiono (pozostawiając jednak podatek nakładany na herbatę w koloniach).

Zniesienie 24-proc. cła radykalnie obniżyło cenę legalnie sprzedawanych liści do naparu i stały się one poważną konkurencją dla przemycanej herbaty. Trzeba bowiem wiedzieć, że skala przemytu herbaty w Ameryce była wielka, a zajmowali się nią poważani biznesmeni. Takim właśnie przemytnikiem był niejaki John Hancock (1737–1793), najbogatszy kupiec w Bostonie.

W ten sposób zwolnienie herbaty przeznaczonej dla kolonii z 24-proc. cła importowego przez Brytyjczyków uderzyło w interesy bardzo wpływowych ludzi z Ameryki, którzy nie zamierzali bezczynnie patrzeć, jak ich biznesy upadają. Wspomniany John Hancock natychmiast wsparł organizacje amerykańskich patriotów i przeszedł do historii jako osoba, której podpis widnieje jako pierwszy pod amerykańską Deklaracją niepodległości.

Zatem tak naprawdę słynna bostońska „herbatka” (w 1773 r. amerykańscy patrioci wrzucili ładunek herbaty do bostońskiej zatoki) nie była protestem przeciwko podwyżce, ale obniżce podatków, która sprawiała, że legalna herbata byłaby w stanie konkurować cenowo z przemycaną. Potoczna i fałszywa wersja tej historii jest jednak tak popularna, że od niej wzięła swoją nazwę amerykańska Partia Herbaciana, wpływowa organizacja polityczna, która sprzeciwia się w zasadzie jakimkolwiek podwyżkom podatków.

Odkłamana opowieść o amerykańskiej niepodległości to tylko jedna z historii, jakie przeczytamy w recenzowanej publikacji. Po zwróceniu uwagi na ich aspekt związany z podatkami okazuje się, że wiele z nich ma swoje drugie dno.

Miłośnicy historii wiedzą zapewne, czym jest tzw. kamień z Rosetty. To znajdująca się obecnie w Muzeum Brytyjskim w Londynie kamienna płyta pochodząca z 196 r. p.n.e. z takim samym tekstem zapisanym w dwóch językach i trzech wersjach – w języku greckim i egipskim (hieroglifami i pismem demotycznym). Kamień został odkryty w 1799 r. w Egipcie przez żołnierzy Napoleona. Posłużył on naukowcom do odczytania egipskich hieroglifów.

Jaki to tekst był aż tak ważny, by go wykuwać w kamieniu w kilku językach? Otóż kamień z Rosetty to nic innego jak zwolnienie podatkowe dla kapłanów ze starożytnego Egiptu. Tak więc nadawanie prawa do niepłacenia podatków jest tak stare jak same podatki.

Zrozumienie historii świata bez historii podatków może być też o tyle trudne, że pierwsze zapiski to głównie informacje dotyczące danin na rzecz państwa. Przykładowo sumeryjskie gliniane tabliczki datowane na 2500 r. p.n.e. zawierają potwierdzenia zapłaty należności fiskusowi.

Autorzy sięgają jednak po ciekawe fakty także z bliższych nam czasów. Oto w USA liczba składanych zeznań podatkowych wzrosła z 7,7 mln w 1939 r. do 49,9 mln w 1945 r. Skąd tak duża zmiana w tak krótkim czasie? Otóż wprowadzono wówczas prawo nakazujące pracodawcy pobieranie z pensji pracownika daniny dla państwa i odprowadzanie jej do budżetu. Co ciekawe, w państwach rozwiniętych faktycznym poborcą podatków nie są urzędnicy skarbówki, ale wielkie firmy, które m.in. zatrzymują część pensji pracowników na poczet podatków. W ten sposób trafia do budżetu 85 proc. pieniędzy.

Książkę „Rebellion, Rascals, and Revenue” wydała uczelniana oficyna Princeton University Press. To może świadczyć o wysokim poziomie merytorycznym publikacji. I rzeczywiście, prawie połowa z 536 stron to szczegółowe przypisy z informacjami o źródłach podanych informacji. Z jednej strony to dobrze, bo wiemy, że autorzy nie wyssali podanych historii z palca, z drugiej strony sprawia to jednak, że faktycznej treści publikacji jest znacznie mniej, niż można by się spodziewać, patrząc na jej objętość.

Publikacja „Rebellion, Rascals, and Revenue” jest napisana bardzo wprawnie i czyta się ją z przyjemnością. Moim jedynym zarzutem jest brak głębszego przesłania i tezy. Ot, taki zbiór ciekawostek i anegdotek. To trochę mało, bym mógł polecić tę pozycję bezwzględnie i każdemu. Ale jeżeli ktoś nie potrzebuje materiału do przemyśleń, tylko niezobowiązującej rozrywki, powinien być zadowolony z lektury.

Aleksander Piński, Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych, obserwatorfinansowy.pl
Popularne pytania
Co znajduje się na zdjęciu?
Jak Rosjanie regulowali wzrost gospodarczy PRLu?
Kiedy najlepiej się zaszczepić przeciwko grypie?
W ilu bogów wierzą Hindusi?
Ile człowiek widzi kolorów?
Od którego roku w wioskach olimpijskich rozdawane są prezerwatywy?
Co zrobić jeśli Windows informuje, że straciłeś uprawnienia do zawartości dysku?
Ile zębów miał biblijny Adam?
Czy ludzki mocz ma właściwości energetyczne i nadaje się do ładowania np. telefonów?
W którym kraju Watykan zbudował teleskop?
Kto wymyślił imię Jessica?
Jak znieczulano pacjentów w średniowieczu?
Ile kilometrów podziemnych korytarzy ma najdłuższa jaskinia świata?
Jak poprawnie się pisze: kąto czy konto?