historia
Powstanie styczniowe, 1963. Od jakiegoś czasu obserwujemy nagły wzrost popularności tez tzw. "realistów" ...

Od jakiegoś czasu obserwujemy nagły wzrost popularności tez tzw. "realistów", którzy swą publicystyką historyczną z kolaboracji z okupantem/zaborcą robią cnotę, z niezłomności przywarę, a z dumy zawadę dla uprawiania "realpolitik". Nie jest to zjawisko nowe. Zwłaszcza w naszej historii pojawiało się w regularnych interwałach i systematycznie wybija przy okazji kolejnych rocznic powstań narodowych. Dziwi jednak fakt, że tak dużo osób, które odwołują się do myśli Piłsudskiego także uległo temu trendowi. A przecież właśnie z tym "zapominaniem o mieczu" Piłsudski całe życie walczył. Tak, był surowym i obiektywnym recenzentem styczniowego zrywu z 1863 r. ale wnioski jakie z niego wyciągnął, w niczym nie przypominają postulatów dzisiejszych "realistów":
"Myśląc o tych czasach - pisał Piłsudski - ze zdziwieniem zawsze pytam, dlaczego rok 1863, gdy naród potrafił wznieść się do takiej wyżyny duchowej, dlaczego klęska, którą wszyscy wszędzie ponosić mogą i ponoszą w każdej wojnie, dlaczego ta klęska inną naukę dała Polsce niż gdzie indziej, gdzie klęski również ponoszono? Przecież w bardzo niedługim czasie po klęsce Polski w roku 1863 i 1864, Francuzi ponieśli także wielką klęskę, a jakże inną z niej wyciągnęli naukę, zbierając siły do odwetu. Tak było we Francji. W Polsce rok 1863 stoi na rubieży upadku wszystkiego tego, co jest wojskiem. Nie tylko wszyscy uciekali od wojska, nie tylko służba wojskowa należała do usuwalnych z myśli polskiej, ale musem rozwagi, musem umiejętności myślenia była pogarda dla stanu żołnierskiego polskiego, staranne usuwanie myśli o żołnierstwie polskim, było staranne wychowanie młodzieży i siebie we wstręcie i pogardzie dla służby i stanu żołnierskiego polskiego. Zwracam panom na to uwagę, że ten silny przełom po klęsce 1863 roku bez względu na to, jak byśmy go tłumaczyli, idący z roku na rok, z godziny na godzinę - żłobił myśl polską , żłobił serca polskie i żłobił dusze polskie".
I jeszcze dygresja, wytrącająca sztandarowy argument "realistów" - daremna ofiara krwi.
Po ogłoszeniu branki młody człowiek nie miał alternatywy. Służba w wojsku carskim była de facto wyrokiem śmierci. Służba trwała 25 lat, od czasu wojny krymskiej czas ten ulegał skracaniu dochodząc do 15 lat od roku 1873 - czasu reform Miljutina. W latach 1832-1873 do wojska rosyjskiego wcielono blisko 309 tys. poborowych z Królestwa Polskiego, z których ok. 75% zmarło, 13% pozostało w Rosji, a tylko 12% wróciło do kraju. Wskaźnik wcielonych do armii carskiej z Królestwa Polskiego wynosił 12,2%. Wcielano więc do armii z Królestwa Polskiego przeciętnie po 5,5 osób na 1000 mieszkańców, dla porównania, z obszaru Rosji mniej, bo po 4 osoby z każdego 1000. Tylko 10% z rekrutów Polaków pełniło służbę w granicach dawnej Rzeczpospolitej, pozostałe 90% rozsyłane było po najdalszych zakątkach Imperium.
„Trafiły mi w ręce dane z powiatu piotrkowskiego. Stamtąd w latach 1833-1856 do wojska w głębi Rosji wzięto 11 tys. osób. Wróciło 498 osób: zniszczonych, schorowanych, okaleczonych. To pokazywało, jak funkcjonuje społeczeństwo, które się nie buntuje” - pisał prof. A. Nowak.
Przez szeregi partii powstańczych przewinęło się w sumie do 200 tys. ludzi. Zginęło według różnych szacunków od 7-20 tys.
Zatem szansa przeżycia powstańca styczniowego w najgorszym razie wynosiła 90% (ginął co dziesiąty). Nawet jeśli dodamy do tego ofiary zsyłek 32 tys., to i tak jest to kilkukrotnie lepszy wynik od 25% szansy przeżycia w armii carskiej.
Krótko mówiąc, to "machający szabelką i kosą" romantyk okazał się w 1863 r. realistą idąc do Kampinosu bić Moskala, zamiast dać się popędzić przez margrabiego Wielopolskiego w carskie kamasze, by gdzieś na Kaukazie bić Czerkiesów w interesie zaborcy.
Na fotografii weterani powstania styczniowego na Kopcu Piłsudskiego w Krakowie.
twitter
"Myśląc o tych czasach - pisał Piłsudski - ze zdziwieniem zawsze pytam, dlaczego rok 1863, gdy naród potrafił wznieść się do takiej wyżyny duchowej, dlaczego klęska, którą wszyscy wszędzie ponosić mogą i ponoszą w każdej wojnie, dlaczego ta klęska inną naukę dała Polsce niż gdzie indziej, gdzie klęski również ponoszono? Przecież w bardzo niedługim czasie po klęsce Polski w roku 1863 i 1864, Francuzi ponieśli także wielką klęskę, a jakże inną z niej wyciągnęli naukę, zbierając siły do odwetu. Tak było we Francji. W Polsce rok 1863 stoi na rubieży upadku wszystkiego tego, co jest wojskiem. Nie tylko wszyscy uciekali od wojska, nie tylko służba wojskowa należała do usuwalnych z myśli polskiej, ale musem rozwagi, musem umiejętności myślenia była pogarda dla stanu żołnierskiego polskiego, staranne usuwanie myśli o żołnierstwie polskim, było staranne wychowanie młodzieży i siebie we wstręcie i pogardzie dla służby i stanu żołnierskiego polskiego. Zwracam panom na to uwagę, że ten silny przełom po klęsce 1863 roku bez względu na to, jak byśmy go tłumaczyli, idący z roku na rok, z godziny na godzinę - żłobił myśl polską , żłobił serca polskie i żłobił dusze polskie".
I jeszcze dygresja, wytrącająca sztandarowy argument "realistów" - daremna ofiara krwi.
Po ogłoszeniu branki młody człowiek nie miał alternatywy. Służba w wojsku carskim była de facto wyrokiem śmierci. Służba trwała 25 lat, od czasu wojny krymskiej czas ten ulegał skracaniu dochodząc do 15 lat od roku 1873 - czasu reform Miljutina. W latach 1832-1873 do wojska rosyjskiego wcielono blisko 309 tys. poborowych z Królestwa Polskiego, z których ok. 75% zmarło, 13% pozostało w Rosji, a tylko 12% wróciło do kraju. Wskaźnik wcielonych do armii carskiej z Królestwa Polskiego wynosił 12,2%. Wcielano więc do armii z Królestwa Polskiego przeciętnie po 5,5 osób na 1000 mieszkańców, dla porównania, z obszaru Rosji mniej, bo po 4 osoby z każdego 1000. Tylko 10% z rekrutów Polaków pełniło służbę w granicach dawnej Rzeczpospolitej, pozostałe 90% rozsyłane było po najdalszych zakątkach Imperium.
„Trafiły mi w ręce dane z powiatu piotrkowskiego. Stamtąd w latach 1833-1856 do wojska w głębi Rosji wzięto 11 tys. osób. Wróciło 498 osób: zniszczonych, schorowanych, okaleczonych. To pokazywało, jak funkcjonuje społeczeństwo, które się nie buntuje” - pisał prof. A. Nowak.
Przez szeregi partii powstańczych przewinęło się w sumie do 200 tys. ludzi. Zginęło według różnych szacunków od 7-20 tys.
Zatem szansa przeżycia powstańca styczniowego w najgorszym razie wynosiła 90% (ginął co dziesiąty). Nawet jeśli dodamy do tego ofiary zsyłek 32 tys., to i tak jest to kilkukrotnie lepszy wynik od 25% szansy przeżycia w armii carskiej.
Krótko mówiąc, to "machający szabelką i kosą" romantyk okazał się w 1863 r. realistą idąc do Kampinosu bić Moskala, zamiast dać się popędzić przez margrabiego Wielopolskiego w carskie kamasze, by gdzieś na Kaukazie bić Czerkiesów w interesie zaborcy.
Na fotografii weterani powstania styczniowego na Kopcu Piłsudskiego w Krakowie.