znani-ludzie
Ksawery Tyzo, sekretarz redakcji serwisu vStars.pl, opowiada o początkach kariery i fenomenie YouTuba.
Techpedia.pl: Czy start kariery dziennikarskiej dzisiaj jest prostszy niż wcześniej?
Ksawery Tyzo: Tak, zdecydowanie. Aby rozpocząć karierę dziennikarską w dzisiejszych czasach wystarczy zacząć prowadzić bloga albo kanał na YouTube. Jeśli swoją przyszłość wiążemy z pracą w gazecie czy w portalu internetowym, wiarygodniejszym potwierdzeniem naszych umiejętności może okazać się nie dyplom ukończenia studiów dziennikarskich, ale właśnie dobrze prosperujący blog. Na sukces w blogosferze składa się wiele czynników mile widzianych u wydawców takich jak przestrzeganie zasad SEO, lekkie pióro czy systematyczność w publikowaniu nowych treści. Obecnie można zaobserwować także wzrastające zapotrzebowanie na wideo - coraz mniej czytamy. Dlatego też jeśli chcemy, by nasz blog mimo kryzysu czytelnictwa był często odwiedzany oraz stanowił wartość dla potencjalnych pracodawców, nie powinien być przesadnie wielotematyczny - od tego są topowe portale takie jak Onet. Jeśli mamy obszerną wiedzę w jakimś obszarze, o którym niewiele pisze się w sieci, to powinniśmy zapełnić tę niszę rynkową jak najszybciej.
T.: A co jeśli wybiegając w przyszłość widzimy siebie jako prowadzącego programu telewizyjnego?
K.T.: Wtenczas warto założyć kanał na YouTube. Obecnie większość stacji telewizyjnych rekrutując pracowników pyta się, czy nie mieli do czynienia z produkcją internetowego wideo, która tak naprawdę jest niezwykle owocną nauką montażu, dykcji i obycia z kamerą, metodą prób i błędów. Porównując do budżetów, jakimi dysponują telewizje, twórcy robią "coś z niczego". Teraz proszę sobie wyobrazić co byliby w stanie zrobić, gdyby mieli do dyspozycji profesjonalny sprzęt z najwyższej półki.
Należy też nadmienić, że aby dostać się do telewizji jako YouTuber, są dwie drogi. Pierwsza, można aplikować do niej mając już zgromadzoną widownię rzędu kilkuset tysięcy osób i niejako swoim wizerunkiem promować daną stację. Warto jednak pamiętać, że aby stać się popularnym na YouTube niejednokrotnie trzeba dopasowywać swoje treści do obecnie popularnych formatów i trendów, np. relacjonując swoje postępy w grze Pokemon GO. Problem jednak jest taki, że targetem tego typu filmów zwykle są osoby bardzo młode, czyli najliczniejsza część internautów, a grupa docelowa telewizji jest najczęściej bardzo szeroka. Jeśli znany twórca ma przyciągać swoją publikę przed ekrany telewizorów, program, który prowadzi musi względnie pokrywać się z tym, co tworzy w sieci. Biorąc pod uwagę fakt, że największe stacje telewizyjne nie ograniczają się jedynie na młodzież, taki YouTuber musi szukać zatrudnienia w stacjach nastawionych na nastolatków, studentów i osoby stawiające dopiero pierwsze kroki na rynku pracy.
Drugą drogą jest oczywiście prowadzenie kanału uniwersalnego, który mógłby zaciekawić odbiorców w każdym wieku. Mimo, że szansa na jego wybicie się w sieci bywa mniejsza, to w oczach pracodawcy jest on znacznie bardziej wartościowy, niż kanał, w którym, dajmy na to, pokazuje się jak się szuka wirtualnych stworków wzdłuż ulic zatłoczonego miasta.
T.: Jak wyglądały twoje początki w dziennikarstwie?
K.T.: Pytanie jest źle sformułowane. Nie potrafię odpowiedzieć jak wyglądały moje początki, gdyż jak na razie może na metr oddaliłem się od linii startu. W każdym razie zacząłem od publikowania moich wierszy i esejów na dziesiątkach blogów, które zakładałem, a niedługo później usuwałem. Następnie spróbowałem swoich sił na YouTube, na który wstawiałem filmy z gier (tzw. let's playe), vlogi czy filmy instruktażowe dotyczące różnych, mniej lub bardziej skomplikowanych zagadnień informatycznych, jednak również nie byłem stały w tym, co robiłem. Skakałem z kwiatka na kwiatek, zakładałem coraz to nowe kanały, przez co nigdy nie zdobyłem takiej popularności, jaka by mnie satysfakcjonowała.
Przełom nastąpił dopiero, gdy wziąłem udział w Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Bolesława Prusa. Po jego rozstrzygnięciu zaproszono mnie do wzięcia udziału w Akademii Młodego Dziennikarza, czyli cyklu szkoleń online w postaci webinariów odbywających się we współpracy organizatora konkursu - Miesięcznika Wobec - z agencją prasową European Youth Information Agency. Tam dostałem solidny zastrzyk wiedzy dotyczącej obróbki multimediów i funkcjonowania jednego z największych CMS-ów, czyli Joomli. Niedługo później dostałem się na staż w EYIA, która współpracuje z kolei ze Stowarzyszeniem Młodych Dziennikarzy „Polis” oraz z Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. Nagrałem dla niej sporo relacji wideo i przeprowadziłem wiele wywiadów, m.in. z Krzysztofem Zanussim, Andrzejem Januszajtisem, Alojzym Szablewskim, Zygmuntem Rychertem, Markiem Kossakowskim czy Julią Wróblewską.
Potem było już z górki. Prowadziłem cykl felietonów publikowany także w Miesięczniku Wobec, gdzie miałem swój debiut, pt. "Netykieta". Wypowiadali się w nim twórcy, których poznałem podczas mojej przygody z YouTube. To on zapoczątkował lawinę - o nowych technologiach, YouTube i świecie nastolatków pisałem dla wielu redakcji i do wielu grup docelowych, m.in. dla Miesięcznika Nasz Gdańsk, Techmaniak.pl, Racjonalista.pl czy vStars.pl, którego jestem obecnie sekretarzem redakcji. Niedługo współpracę rozpocznę z Noizz wydawanym przez Grupę Onet, a także Tube News, którego wydawcą jest Wydawnictwo Bauer.
T.:Na YouTube niemal obowiązkową pozycją każdego znaczącego twórcy jest nagranie poradnika instruującego początkujących YouTuberów jak się wybić. Czy z tychże poradników faktycznie można coś wynieść?
K.T.:Trudno powiedzieć. Uważam, że tak samo jak nie ma recepty na sukces w dziennikarstwie, tak i nie ma jej dla YouTuberów. Na pewno jest sporo kwestii, do których warto się stosować, szczególnie jeśli chodzi o aspekty techniczne materiałów. Niektórzy twierdzą, że w internetowym wideo paradoksalnie ważniejszy jest dobry mikrofon niż kamera - w dzisiejszych czasach zamiast niej, na początku wystarczy przeciętny smartfon, nawet zeszłoroczny flagowiec. Ale mimo wszystko uważam, że nie da się przewidzieć co się stanie popularne, a co nie. W nowych mediach, w tym na YouTube, istotną rolę, która decyduje o sukcesie danego kanału, pełnią algorytmy, które dostosowują wyświetlane użytkownikom treści według ich preferencji. W dużej mierze, chociaż oczywiście nie w pełni, to właśnie łut szczęścia sprawia, że twórcom udaje się wpasować w algorytmy, a ich filmy docierają do milionów użytkowników.
T.: Czy filmy na YouTube trzymają poziom?
K.T.: Z tym jest bardzo różnie. Na YouTube może publikować każdy i wszystko, co nie łamie regulaminu i obowiązującego prawa. Można w nim napotkać wysokobudżetowe, dopracowane treści o świetnej jakości, ale też spam czy wulgaryzmy. Ostatnio wielu twórców skarży się na to, że YouTube, zamiast zwykłe treści, promuje filmy bazujące na kontrowersjach, bo to one zapewniają dużą popularność, a tym samym generują ogromne przychody z wyświetlanych reklam. Jednakże jestem dobrej myśli. Wydaje mi się, że jeśli YouTubem zawładnęłyby filmy bazujące na krzykliwych i mylących tytułach, tzw. clickbaitach, ludzie przestaliby na niego wchodzić, a tym samym Google, które jest właścicielem tego serwisu, poniosłoby straty.
T.: Jaki wpływ YouTuberzy wywierają na swoich widzów? Jaka to jest siła?
K.T.: Niewyobrażalnie duża. Twórcy to liderzy opinii, którzy tak jak kiedyś kreskówki, tak dziś poniekąd wychowują i kształcą dzieci. I tutaj mój apel do wszystkich rodziców – monitorujcie co dziecko ogląda w sieci. Bo YouTube jest dobry, ale tak jak po telewizji, należy się po nim umiejętnie poruszać.
T.: Dziękuję za wywiad.
K.T.: Dziękuję również.
fot. Paweł Wyszomirski
Ksawery Tyzo: Tak, zdecydowanie. Aby rozpocząć karierę dziennikarską w dzisiejszych czasach wystarczy zacząć prowadzić bloga albo kanał na YouTube. Jeśli swoją przyszłość wiążemy z pracą w gazecie czy w portalu internetowym, wiarygodniejszym potwierdzeniem naszych umiejętności może okazać się nie dyplom ukończenia studiów dziennikarskich, ale właśnie dobrze prosperujący blog. Na sukces w blogosferze składa się wiele czynników mile widzianych u wydawców takich jak przestrzeganie zasad SEO, lekkie pióro czy systematyczność w publikowaniu nowych treści. Obecnie można zaobserwować także wzrastające zapotrzebowanie na wideo - coraz mniej czytamy. Dlatego też jeśli chcemy, by nasz blog mimo kryzysu czytelnictwa był często odwiedzany oraz stanowił wartość dla potencjalnych pracodawców, nie powinien być przesadnie wielotematyczny - od tego są topowe portale takie jak Onet. Jeśli mamy obszerną wiedzę w jakimś obszarze, o którym niewiele pisze się w sieci, to powinniśmy zapełnić tę niszę rynkową jak najszybciej.
T.: A co jeśli wybiegając w przyszłość widzimy siebie jako prowadzącego programu telewizyjnego?
K.T.: Wtenczas warto założyć kanał na YouTube. Obecnie większość stacji telewizyjnych rekrutując pracowników pyta się, czy nie mieli do czynienia z produkcją internetowego wideo, która tak naprawdę jest niezwykle owocną nauką montażu, dykcji i obycia z kamerą, metodą prób i błędów. Porównując do budżetów, jakimi dysponują telewizje, twórcy robią "coś z niczego". Teraz proszę sobie wyobrazić co byliby w stanie zrobić, gdyby mieli do dyspozycji profesjonalny sprzęt z najwyższej półki.
Należy też nadmienić, że aby dostać się do telewizji jako YouTuber, są dwie drogi. Pierwsza, można aplikować do niej mając już zgromadzoną widownię rzędu kilkuset tysięcy osób i niejako swoim wizerunkiem promować daną stację. Warto jednak pamiętać, że aby stać się popularnym na YouTube niejednokrotnie trzeba dopasowywać swoje treści do obecnie popularnych formatów i trendów, np. relacjonując swoje postępy w grze Pokemon GO. Problem jednak jest taki, że targetem tego typu filmów zwykle są osoby bardzo młode, czyli najliczniejsza część internautów, a grupa docelowa telewizji jest najczęściej bardzo szeroka. Jeśli znany twórca ma przyciągać swoją publikę przed ekrany telewizorów, program, który prowadzi musi względnie pokrywać się z tym, co tworzy w sieci. Biorąc pod uwagę fakt, że największe stacje telewizyjne nie ograniczają się jedynie na młodzież, taki YouTuber musi szukać zatrudnienia w stacjach nastawionych na nastolatków, studentów i osoby stawiające dopiero pierwsze kroki na rynku pracy.
Drugą drogą jest oczywiście prowadzenie kanału uniwersalnego, który mógłby zaciekawić odbiorców w każdym wieku. Mimo, że szansa na jego wybicie się w sieci bywa mniejsza, to w oczach pracodawcy jest on znacznie bardziej wartościowy, niż kanał, w którym, dajmy na to, pokazuje się jak się szuka wirtualnych stworków wzdłuż ulic zatłoczonego miasta.
T.: Jak wyglądały twoje początki w dziennikarstwie?
K.T.: Pytanie jest źle sformułowane. Nie potrafię odpowiedzieć jak wyglądały moje początki, gdyż jak na razie może na metr oddaliłem się od linii startu. W każdym razie zacząłem od publikowania moich wierszy i esejów na dziesiątkach blogów, które zakładałem, a niedługo później usuwałem. Następnie spróbowałem swoich sił na YouTube, na który wstawiałem filmy z gier (tzw. let's playe), vlogi czy filmy instruktażowe dotyczące różnych, mniej lub bardziej skomplikowanych zagadnień informatycznych, jednak również nie byłem stały w tym, co robiłem. Skakałem z kwiatka na kwiatek, zakładałem coraz to nowe kanały, przez co nigdy nie zdobyłem takiej popularności, jaka by mnie satysfakcjonowała.
Przełom nastąpił dopiero, gdy wziąłem udział w Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Bolesława Prusa. Po jego rozstrzygnięciu zaproszono mnie do wzięcia udziału w Akademii Młodego Dziennikarza, czyli cyklu szkoleń online w postaci webinariów odbywających się we współpracy organizatora konkursu - Miesięcznika Wobec - z agencją prasową European Youth Information Agency. Tam dostałem solidny zastrzyk wiedzy dotyczącej obróbki multimediów i funkcjonowania jednego z największych CMS-ów, czyli Joomli. Niedługo później dostałem się na staż w EYIA, która współpracuje z kolei ze Stowarzyszeniem Młodych Dziennikarzy „Polis” oraz z Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. Nagrałem dla niej sporo relacji wideo i przeprowadziłem wiele wywiadów, m.in. z Krzysztofem Zanussim, Andrzejem Januszajtisem, Alojzym Szablewskim, Zygmuntem Rychertem, Markiem Kossakowskim czy Julią Wróblewską.
Potem było już z górki. Prowadziłem cykl felietonów publikowany także w Miesięczniku Wobec, gdzie miałem swój debiut, pt. "Netykieta". Wypowiadali się w nim twórcy, których poznałem podczas mojej przygody z YouTube. To on zapoczątkował lawinę - o nowych technologiach, YouTube i świecie nastolatków pisałem dla wielu redakcji i do wielu grup docelowych, m.in. dla Miesięcznika Nasz Gdańsk, Techmaniak.pl, Racjonalista.pl czy vStars.pl, którego jestem obecnie sekretarzem redakcji. Niedługo współpracę rozpocznę z Noizz wydawanym przez Grupę Onet, a także Tube News, którego wydawcą jest Wydawnictwo Bauer.
T.:Na YouTube niemal obowiązkową pozycją każdego znaczącego twórcy jest nagranie poradnika instruującego początkujących YouTuberów jak się wybić. Czy z tychże poradników faktycznie można coś wynieść?
K.T.:Trudno powiedzieć. Uważam, że tak samo jak nie ma recepty na sukces w dziennikarstwie, tak i nie ma jej dla YouTuberów. Na pewno jest sporo kwestii, do których warto się stosować, szczególnie jeśli chodzi o aspekty techniczne materiałów. Niektórzy twierdzą, że w internetowym wideo paradoksalnie ważniejszy jest dobry mikrofon niż kamera - w dzisiejszych czasach zamiast niej, na początku wystarczy przeciętny smartfon, nawet zeszłoroczny flagowiec. Ale mimo wszystko uważam, że nie da się przewidzieć co się stanie popularne, a co nie. W nowych mediach, w tym na YouTube, istotną rolę, która decyduje o sukcesie danego kanału, pełnią algorytmy, które dostosowują wyświetlane użytkownikom treści według ich preferencji. W dużej mierze, chociaż oczywiście nie w pełni, to właśnie łut szczęścia sprawia, że twórcom udaje się wpasować w algorytmy, a ich filmy docierają do milionów użytkowników.
T.: Czy filmy na YouTube trzymają poziom?
K.T.: Z tym jest bardzo różnie. Na YouTube może publikować każdy i wszystko, co nie łamie regulaminu i obowiązującego prawa. Można w nim napotkać wysokobudżetowe, dopracowane treści o świetnej jakości, ale też spam czy wulgaryzmy. Ostatnio wielu twórców skarży się na to, że YouTube, zamiast zwykłe treści, promuje filmy bazujące na kontrowersjach, bo to one zapewniają dużą popularność, a tym samym generują ogromne przychody z wyświetlanych reklam. Jednakże jestem dobrej myśli. Wydaje mi się, że jeśli YouTubem zawładnęłyby filmy bazujące na krzykliwych i mylących tytułach, tzw. clickbaitach, ludzie przestaliby na niego wchodzić, a tym samym Google, które jest właścicielem tego serwisu, poniosłoby straty.
T.: Jaki wpływ YouTuberzy wywierają na swoich widzów? Jaka to jest siła?
K.T.: Niewyobrażalnie duża. Twórcy to liderzy opinii, którzy tak jak kiedyś kreskówki, tak dziś poniekąd wychowują i kształcą dzieci. I tutaj mój apel do wszystkich rodziców – monitorujcie co dziecko ogląda w sieci. Bo YouTube jest dobry, ale tak jak po telewizji, należy się po nim umiejętnie poruszać.
T.: Dziękuję za wywiad.
K.T.: Dziękuję również.
fot. Paweł Wyszomirski